sobota, 11 listopada 2017

3-Co to było za życie?

-Coooooo!?-ja i Lazari zawyłyśmy jak syreny alarmowe. Nie kapuje, error, mamo ktoś mi zmienił resztki mózgu na galaretę malinową. O ile mi wiadomo, a MOCNO mi wiadomo, Jeff wręcz gardzi Niną. Allachu, Buddo czy kto inny co do kurwy nędzy i jej bobasów? Druga sprawa, czemu ona z tego wała ryczy? Come on, ona ma boya! Choć w sumie... mówiła że to nie jest do końca true love... Oni są oficjalnie razem, a praktycznie to to kulawo... Kilkanaście osób jej tylko dzisiaj powiedziało ze albo Luk ogląda porno, jak zahipnotyzowane lale mu sprzątają, albo się z nimi seksi. W sumie Lizzy się tym nie przejmowała, chyba wszyscy poza Jeffem się już skapnęli o co biega i tańczy... Lazari podeszła i przytuliła ją mocno. Ja też podeszłam i przytuliłam blondynkę.
Po kilku minutach wszystkie piłyśmy piwo z colą. Blondynka leżała na puchatym dywanie różowowłosej. Ja siedziałam na jej fotelu, a właścicielka pokoju jadła ciastka na łóżku. Na ścianie z projektora leciał "Pamiętnik Bridget Jhones".
-Wiem że to głupie-znowu zaczęła blondynka, powtórzyła to jedno zdanie 15 razy... nigdy nie dokończyła...-Ja po prostu... Czy to nawet legalne? W pewien sposób jesteśmy rodziną-a to nowe... tego nie słyszałam... Lazari miała lekkiego derpa, no skąd ona ma wiedzieć, na szczęście mua lubiło czytać so...
-To nie jest aż tak tępione-powiedziałam jej i wzięłam łyk.-Bardziej takie związki na prawdę blisko związane, Nawet Geny siostry czy brata są inne-szepnęłam.-A dodaj do tego jeszcze geny zupełnie obcej osoby-powiedziałam.
Cała noc była raczej na takie tematy. Laz oczywiście chciała ukryć ze kocha Bezokiego, ale obie uświadomiłyśmy ją że gapiła się na niego jak na ciastko. Wtedy zwróciły oczęta na mnie. Ten cudny wzrok "teraz twoja kolej się zwierzyć". Kiedy chciałam zwiać po soczek, rzuciły się na mnie jak hieny na padlinę.
-O nie, nie, nie! Ty też gadasz, na pewno kogoś masz-oznajmiły.
-Nie mam!-powiedziałam lekko zirytowana że się na mnie tak rzuciły i leżały na mnie.-W moim świecie jest jedynie moja mama, tata, ja i zwierzęta... Jesteście pierwszymi osobami które poznałam-uświadomiłam je.-A tutaj jestem jeden dzień-powiedziałam. Dziewczyny miały lekki szok.
Zeszły ze mnie, chyba im się zrobiło głupio. Po kilku minutach ciszy i po wypiciu po jednym piwie Laz zaczęła temat innych mieszkańców placówki. Dowiedziałam się że jest tu jeszcze z 100 osób, ale większość nie lubi gadać. Lizzy też nie maiła za dużo do powiedzenia... Powiedziała mi jeszcze o Benie topielcu, Lalkarzu Jaysonie, Roześmianym Jacku, Puppeterze Tobym, Maskim, Hoodim, KillingKate, Zero, lulu i Kacprze. Laz mogła mi więcej o nich powiedzieć.  Większość znałam z internetu, ale zaczęła opowiadać mi o Kacperze Szataniście. Opowiedziałaby więcej niż to że ciągle bazgroli pentagramy i lubi zbierać różno kulturowe noże sakramentalne, gdyby do pokoju nie wpadły 2 szarpiące się dziewczyny.
-Kate ostrzegam uspokój się!-powiedziała czarnowłosa dziewczyna z lisimi uszami i ogonem.
-Jak mam sie uspokoić?! Ta menda zdradza moją friend, ta suka z jego cosplayem wymazuje mi tym twarz, a Jeff se nie mógł lepszego momentu na zarywanie do Tej całej suki Niny?!-brązowowłosa dziewczyna z żółtymi oczami szamotała się, próbując za coś złapać.
-Nie wiedziałam ze tu Yuri pełną gębą!-powiedziałam zaciekawiona. Obie istoty na mnie spojrzały.
-Obie won!-powiedziała Laz. Kate spojrzała na Lizzy. Zrzuciła z siebie dziewczynę i podeszła do blondynki. Podeszła i przytuliła ją lekko. Ja miałam mind fuck.
-Pfff-powiedziała czarnowłosa. Spojrzała na mnie.-Hej, jestem Fox-oznajmiła mi z uśmiechem.
-Bukumi-oznajmiłam. Dziewczyna długo tu nie zagościła. Ben zajrzał, złapał ją za nadgarstek i odciągnął.
Po jakiś 15 minutach ogarnęłyśmy się. Spojrzałam na dziewczynę. Jej włosy miały czerwone pasemka, na szyi miała bandaże. Ubrana była w czarne Jeansy z dziurami, czarną koszulkę z czarno-czerwonymi rękawami, w nosie miała kolczyk.
-Kate co się stało na miłość kręgu piekielnego numer 3!?-spytała zirytowana Laz.
-Przepraszam... Fox i Ben gadali o tym że... widzieli jak Luk się pieprzył z jakąś laską, nie chcieli mówić Lizzy... A to straszydło Nina biega po ośrodku i piska że Jeff się z nią umawia... i że się już przespali... Jean dała jej lizaka z środkiem nasennym-westchnęła dziewczyna.- W ogóle jestem Killing Kate, dawniej Kate Knight.-oznajmiła zwracając się do mnie.
-Bukumi-powiedziałam patrząc na nią.-Czemu aż tak bronisz Lizzy?-spytałam zaciekawiona.
-Oh... Cóż... Pomogła mi odzyskać ciało brata... i odnalazła jego ostatni prezent dla mnie-szepnęła. Miała łzy w oczach... choć w sumie jakimś cudem płakała krwią.
Nie pytałam już. Noc potoczyła się ciekawie. Laz i Kate się totalnie upiły, Lizzy miała szkołę więc nie mogła pójść w tan. Na mnie nie działało. Po pogadance z blondynka zasnęłyśmy sobie. W sumie one tak. Ja otworzyłam książkę od slendera...  Wzięłam ją na wszelki wypadek. Przeglądałam strony, były pełne dziwnych przepisów na mikstury, słów i opisów niczym zaklęcia, klątw... W pewnym momencie był rozdział z czaszką, były tam namalowane łańcuchy. Zaskoczona chciałam go otworzyć, ale nie mogłam. Zirytowana patrzyłam, zauważyłam napis i zaczęłam czytać.
-Wiedźma krew w żyłach mych, kruk przyjacielem , smutek i żal opuściły moje serce, dusze oddam w wieczny mrok, od jasności odwrócę się, zabierz co niepotrzebne i podaruj moc...-szeptałam. Coś zablokowało mój oddech, widziałam dłoń, która dotyka mojego policzka. Potem wsunęła się w moją głowę, nie bolało.  Wyciągnęło rękę z trójwymiarowym, zielonym sześcianem, zmiażdżyło go przemieniając sześcian w kulkę z kapeluszem wiedźmy i włożyło z potworem. Nie mam pojęcia co stało się potem... chyba zemdlałam.
***
O matko niech ktoś wyłączy ten traktor w mojej czaszce, co jest to tak wygląda kac? Ja nie miewam przecież kaca. Usiadłam. Spadł ze mnie koc, zaskoczona spojrzałam na niego, a potem się rozejrzałam. Lazari i Kate jeszcze spały. Na stoliku była informacja że Lizzy już wyszła do szkoły. Wstałam chwiejnie i ruszyłam do siebie. Tam wlazłam pod prysznic. Siedziałam tak z 2 godziny, potem ubrałam się i poszłam na stołówkę. Slender akurat robił sobie herbatę.
-Witam Bumuki-powiedział Slender.-Masz-podał jej talerz z kanapkami i herbatę. Spojrzałam na niego i z oczkami pełnymi wdzięczności przytuliłam jego mackę.
-Niech Ci bozia w dzieciach wynagrodzi-oznajmiłam i poszłam jeść. Slender usiadł obok i pił, dziwne trochę, jego twarz po prostu się rozdzielała, miał ostre kły. Jednak nie obchodziło mnie to, podobało mi się to. Oboje siedzieliśmy w ciszy. W sumie w całym ośrodku był spokój. Koło 15 wszyscy siedzieliśmy w salonie, wszyscy o których mi wspominano... W tej chwili wszedł do domu Kacper.
-Nie wiem czy cię to interesuje...- idź pan w chuj z tym voicem!- Lizzy jest atakowana w lesie-oznajmił i otworzył sobie jedno z tajemniczych przejść i poszedł. W salonie zapadł cisza. Jeff wstał i już miał biec, Nina złapała jego dłoń.
-A ty gdzie?!-spytała go.
-Jak to gdzie?! Pomóc jej!-odpowiedział Jeff z bloodlustem.
-Ona ma faceta!-zauważyła Nina.
-Nie, zerwała z nim rano-oznajmiła Fox i siłą woli wywaliła Ninę do schowka na miotły.-Idź, zajmiemy się nią.-obiecała czarnowłosa. Ja wstałam i razem z Slenderem i Jeffem pobiegłam.
***
Dotarcie zajęło nam chwilę. Gdy byliśmy na miejscu myślałam że dostanę zawału. Lizzy leżała , ledwo się ruszała. Nad nią stało kilkoro napastników... Kobiety, chłopcy, dziewczynki.
-Moje dziecko nie żyje przez takich jak ty!-krzyknęła kobieta i chciała ją uderzyć. Nie wiem nawet kiedy Jeff się tam dostał. Kilkoro już leżało i próbowało zatamować krwawienie z gardła. Inni upadli, niektórzy chcieli uciec, slender takowymi się zajął. Jeff wpadł w szał. Zabił ich wszystkich wolno.... ciął ich nożem, nawet jak już umarli.
-J...jeffrey...-szepnęła Lizzy. Wtedy sławny zabójca spojrzał na nią.-Proszę... nie-szepnęła. Jeff jej jednak nie posłuchał. Wściekły rzucił się na dobicie ich, wykrwawienie byłoby zbyt przyjemną. Po tym wszystkim bladoskóry zdjął swoja zakrwawioną bluzę i owinął nią Lizzy. Ta wtuliła sie, mimo wszystko wtuliła się.
Wróciliśmy w milczeniu. Pastowy lekarz zabrał Lizzy. W salonie było pobojowisko. Fox trzymała Ninę przy ścianie, Ben uspokajał lisice.
-Jak mogłeś do niej iść?!-spytała Nina.
-Dziewczynko ogarnij swój jebany łeb-warknął na nią. Jego szalony wzrok nie zniknął.-Bawiłem sie tobą, patrzyłem czy zareaguje, jesteś dla mnie niczym, nawet Jane jest lepszym materiałem na dziewczynę niż ty, a zrób coś Lizzy to wypatroszę cię jak płotkę którą jesteś-oznajmił jej i poszedł do skrzydła szpitalnego.
Posiadłość jak zazwyczaj tętniła życiem jak nie wiem co, teraz była cicha. Wszyscy się tym przejęli, Lizzy jako jedna z niewielu osób chciała ich poznać, traktowała ich normalne, współczuła im, broniła ich... A przez nich stało jej się coś takiego. Jedynie Nina pieprzyła coś o tym ze Lizzy to wredna sucz... dostała po mordzie i się ogarnęła.  Ja siedziałam w bibliotece i starałam się czytać, ale mi nie szło.
-Wszystko dobrze?-spytał mnie Slender podchodząc, nie maił swojej marynarki.
-Nie-westchnęłam smutna i odłożyłam książkę. Slender podał mi kakao.-Dziękuję-powiedziałam. Usiadł na przeciwko mnie i napił się ze swojego kubka.-A jak pan się czuje?-spytałam go.
-Pierwszy raz od dawna winien-westchnął i  "spojrzał" na mnie.-Elizabeth zamieszkała z nami bo społeczeństwo ją dręczyło... mimo tego nadal ją dręczą, ale z innego powodu... To nasza wina że ją dzisiaj zaatakowano-westchnął i opar głowę o dłonie. Posmutniałam. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-To nie pana wina-zauważyłam.
-Bumuki to jest moja wina... zgodziłem się na to... zgodziłem się by Jeff wrócił do jej życia... Zgodziłem się byśmy my wszyscy wpakowali się w jej życie...-mówił.
-Co to było za życie?-spytała Fox stojąca obok nas, opierała się o regał.
-Fox co ty możesz o tym wie..?-zaczął już Slender.
-Wiedzieć?-spytała za niego.- Może i nie wyglądamy, ale na początku ciągle ze sobą gadałyśmy, potem trochę przestałyśmy bo zajęłyśmy się związkami... Ale kiedy jeszcze gadałyśmy nawet nie wiesz jak wdzięczna była za to że nie jest już sama, a z nami. Wiedziała że tamci są fałszywi, nie chciała ich znać!-powiedziała lisica. Wszyscy zamilkliśmy. W pewien sposób wiem co czuła, ja też byłam raczej samotna, teraz bycie z nimi jest... takie cudowne... przyjemne... niezwykłe... Fox westchnęła i dosiadła się. Ben przyszedł i podał jej kubek, swój miał w dłoni.  Przywitałam się z nim z lekkim uśmiechem. I tak siedzieliśmy, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Nina płakała w swoim pokoju. Pupeter, Jack, L.J, hoodie, maski, tobby, wszyscy poza jeffem siedzieli u siebie. Czarnowłosy siedział przy łóżku kuzynki. Luk przyniósł jej bukiet fioletowo białych róż... Laz przyszła do nas i usiadła na poduszkach smutno. Kate także dołączyła, okazało się ze kiedy luk wyszedł od Lizzy dopadła go i przywaliła mu parę razy, sama miała rozciętą wargę i kilka śladów pazurów.
~~~~~~~~

Tak też was kocham....
Fox :
http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Fox

Kacper :
http://pl.creepypasta.wikia.com/wiki/Kasper_the_Satanist

No to do miłego! :3

niedziela, 5 listopada 2017

2.-Czego się gapisz jak a niepełnosprytnego?

Noc minęła ciekawie. Jeff oczywiście nie mógł trzymać mordy w kagańcu i powiedział 3 osobą, one powiedziały innym, i ta o 5 rano wszyscy próbowali mi wejść do pokoju, a to po nerkę, a to po inny organ, a to po zasiania we mnie szaleństwa, a to z ciekawości. Slender o godzinie 4;49 się wnerwił i krzyknął na całą posiadłość że albo do łóżek albo będą sprzątać cały dom szczoteczkami do zębów. Prawie na wszystkich podziałało. Mikatsuki odgonił resztę. Jednak sen już mnie nie zaszczycił. Poszłam się umyć i ubrać. Założyłam jeannsy, koszulkę z jakimś literami i flanelową koszulę w kolorze niebieskim. Usiadłam do komputera i wpisałam usłyszane tu imiona. Czytałam spokojnie, nie bałam się że jestem w jednym domu z mordercami, kanibalami... O godzinie 8 ktoś zapukał do moich drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. Był to bezoki Jack. Patrzyłam na niego.
-Witam panienkę, jako że nie wróciłem lulu muszę wysprzątać pokoik panienki, bo panienka raczej nie ma gdzie się zatrzymać i chyba nie umie wrócić sama do domeczku, więc Lazari pójdzie z tobą do miasta na zakupy-oznajmił mi szatyn. Zamrugałam z derpem.
-Przyjęłam kapitanie-powiedziałam beznamiętnie biorąc saszetkę i idąc sobie. Przy wejściu do salonu powitała mnie. Była wyższa ode mnie, miała różowe włosy i czerwone oczy. Była córką Zalgo. Nie wiem za dużo o nim...niej... no ogólnie o jej rodzicu, tylko po drodze Slender oznajmił mi że jej matka ja torturowała i uczyła religią, potem popełniał samobójstwo. Cóż w porównaniu z nią moja rodzinka jest normalna. Slender podał mi coś. Było to tomiszcze. Zdziwiona patrzyłam na nie. Mężczyzna bez twarzy oznajmił mi że chce bym to miała i poszedł. Wzruszyłam ramionami i poszłam za różowowłosą. Szłyśmy tak dłuższą chwilę. Ich dom był w głębi lasu.
-Lazari...-zaczęłam.
-Wystarczy Laz-oznajmiła mi z uśmiechem. Mówiłam ze ma ona na prawdę wiele ust? Cóż ma ich kilka.
-Laz...-powiedziałam.-Jak... trafiłaś do Past?-spytałam ją. Dziewczyna wyraźnie posmutniała. Spojrzała w bok.
-Kiedy moja mama się powiesiła... Slendermen obserwował to z dala, podeszłam i pomachałam mu... jako jedyne dziecko się go nie bałam i podeszłam. Wziął mnie tutaj... potem pokazałam mu tą formę i zostałam tu, boi się że gdy Zalgo mnie dorwie będziemy mieć apokalipsę świętego jabłecznika czy coś-zaśmiała się lekko. Położyłam jej dłoń na ramieniu. Uśmiechnęłyśmy się do siebie lekko i doszłyśmy już do wyjścia.-O rzesz w trampek i adidas...-walnęła face palma.-Zapomniałam wziąć pieniędzy-zapłakała.
-A jak wyglądają?-spytałam ją.-Nie patrz na mnie jak niepełnosprytną! Nigdy ich nie potrzebowałam, ale mój tata czasem przynosi rzeczy które dostaje od przyjaciół żebym się nimi bawiła, nie muszę dorosnąć, dla was mam 19 lat, ale tak na prawdę mogłabym być twoją matką!-oświeciłam ją, co jest w sumie prawdą, tam czas płynie wolno, ja już bardziej nie urosnę, geny ojca...
-Okej, okej-powiedziała dziewczyna z mina "Peace, sis, Peace, hugs...LOVE~"-Są to zielone papierki z jakimiś przychlastami na nich-oznajmiła mi. Pomyślałam chwile i wyjęłam z mojej saszetki gruby portfel z dużą ilością kieszeni. Wyjęłam plik 100 dolarówek. Szczęka Lazari opadła na ziemię.
-Wystarczy?-spytałam jej usatysfakcjonowana jej miną.
-I to jak!-oznajmiła Laz obejmując mnie ramieniem w szyi.-Postaw że shejka-poprosiła z pupy eyes.
-Okej, okej, wyluzuj bo pomyślę że się do mnie podwalasz-ostudziłam jej zapał.-Postawie ci to co tam chcesz, ale najpierw idziemy po ciuchy, bo mi jakoś niefajnie że czuję że właścicielki tych szmatek już dawno grają w rozbieranego pokera z robalami-oznajmiłam jej romantycznie i poszłyśmy tuląc się jak typowe sis, lub na takich co nigdy nie zaruchają, jak typowe lesby.
***
-Na litość Buddy, Allacha, Boga, Zeusa, Jachfe czy kto tam ma dzisiaj dyżur, odłóż ta bluzę barbi- błagałam różowowłosej.
-Ale ona jest w gałki oczneee-płakała Laz. Poddałam, się... ale nie ma opcji że to założę. Byłyśmy własnie w japońskim sklepie z ciuchami. Te galerie mają coraz dziwniejsze i fajniejsze sklepy.
-Okej, kupie ją Tobie-oznajmiłam jej z wewnętrzną modlitwą by to zadziałało. Lazari miała w oczach gwiazdki i rzuciła się mnie tulić. Osobiście wybrałam sobie raczej stroje ciemne, punkowe, gothyckie, emo... no trochę zdzirowate... ale ciiiiii... Szczerze mój styl to pieprzona mieszanka. Są kobiece stroje, eleganckie, punkowe, uliczne... Eh.... Poszłam zapłacić za tą górę strojów. Laz wcześniej zadzwoniła by ktoś po nas przyjechał. Zrobiła to pewna dziewczyna. Jak się dowiedziałam była to kuzynka Jeffa, mieszkała w domu past, ale chodziła tutaj jeszcze do szkoły, wiec podjechała po zajęciach. Na razie jadła obiad. Potem miała się dołączyć do pójścia do sklepu z butami i papierniczo-książkowo-muzycznego. Nazywała się Elizabeth, ale mówimy na nią Lizzy. W sumie Lazary powiedziała mi że dziewczyna nie gada z kuzynem ponieważ ten ma problem że ona chodzi z Lukiem. Sama dziewczyna była drobnej budowy, miała długie blond włosy, a grzywka opadała jej na prawe oko, lewe było niebieskie. Luk był demonem o latynoskiej karnacji, w przeciwieństwie do mlecznej cery jego dziewczyny, miał czarne włosy z czerwonymi końcówkami i ciemnoczerowne oczy. Na prawym ramieniu miał tatuaże. Nosił tez bransolety, pearcing i naszyjnik z odwróconym krzyżem. Ale widziałam ich tylko na zdjęciu. W sekrecie Lazari powiedziała mi że tylko Eyles i Ben wiedzą czemu Jeff na prawdę jest na nią zły Jack powiedział jej, a ona mi. Prawda jest taka że Jeff jest zakochany w swojej kuzynce odkąd miał 12 lat. Blondynka powiedziała wieloustej ze tez go kochała, ale on nigdy nie wskazywał ze mógłby ją pokochać, dla tego dała sobie spokój i związała się z demonem. Wszystko to jest zagmatwane jak śluz ślimaka.
Obie szłyśmy z wielkimi torbami. Lizzy stała przy pickupowej furgonetce w pastelowo niebieskim kolorze. Dziewczyna była ubrana w rajstopy w gwiazdki, Bojówki do kolan, bluzkę z happym z fairy tail i bluzę z maską deadpoola. Blondyna pomachała nam z uśmiechem i podeszła pomóc.
-Więc to z twojego powodu był taki harmider?-spytała z uśmiechem.-Jestem Lizzy, miło mi-oznajmiła.
-Mi tez miło-oznajmiłam z uśmiechem.
Dalsze zakupy przebiegły na babskich gadaniach, Lizzy dowiedziała się że Lazari to papla i ze mną tez podzieliła się swoimi uczuciami, ludzie mówią że mam twarz której łatwo się ufa, Dziewczyna zwierzyła się że w sumie nie ufa do końca Lukowi, bo diabeł który co godzinę miał inna nagle miałby być z jedną, ale dziewczyna tez do końca go nie kochała... po prostu nie chciała być wiecznie sama. Ja gówno wiem o związkach i cholerę mogę powiedzieć, Lazari widocznie nie popierała tego, o ile wiem rwie do Jacka, ale też bezoki jest jej pierwszym zauroczeniem, wcześniej miała z 11 lat. Też nie mogła jej dać za to w łeb, czy też po niej pogłaskać. Odstawiłysmy torby i poszłyśmy jeszcze o tym pogadać do cukierni.
***
Podróż powrotna odbyła się kolo 18, dziewczyna mimo 17 wiosen, prowadziła naprawdę dobrze. Blondynka puściła nam piosenki ze swojej ulubionej serii, plusy z posiadania chłopaka/przyjaciela demona to to że nawet w takim autku zainstaluje ci sprzęt jak w najnowszym elektrycznym i nie wiem jak ale wepchnął tu YT. Po chwili wszystkie zakochałyśmy się w piosenkach i głosach aktorów głosowych z serialu na youtube FNAFHS. Dojechałyśmy tajemna dróżką pod dom. Tam przed drzwiami stał Slender, Jack i Luk. Pomogli mi zanieść wszystko do pokoju. Luk objął Lizy w pasie i namiętnie pocałował. Nie jestem ekspertem, ale z tego co obserwowałam był to pocałunek pełen tęsknoty, uwielbienia i pożądanie, nie tylko seksualnego... czytam dużo romansideł... Lizzy spojrzała na nas i przeprosiła Luka, ale oznajmiła że dzisiaj całą noc spędzamy u Lazari na babskim wieczorze. Żadna z nas nic o tym nie wiedziała, ale nie będziemy zdradzać przyjaciółki jak widać że potrzebuje noc spokoju. Obie pokiwałyśmy głowa. W sumie już wiem czemu chciała wejść do sklepu i kupiła pełno napojów, popcornu, chipsów, paluszków, drażetek, ciastek i czekolady. W każdym pokoju jest laptop, a Laz podobno ma jeszcze kino domowe, więc w to mi graj. Musze tez dodać że kupiły chyba skrzynkę wina, cydr jabłkowy i jakieś inne alkohole, chyba wódka, a na dokładkę piwo. Nie że nie piłam... Tata mi pozwalał, stwierdzał że nie mam głupoty do zrobienia, mama się lekko oburzała ale jak okazało się że alkohol na mnie nie działa chyba ze wypiję cysternę, to się zgodziła żebym piła.
Umówiłyśmy się że o 20 spotykamy się u różowowłosej. W sumie miałam czas tylko żeby się umyć, ubrać w piżamie, pod bluzką piżamy miałam wygodny stanik sportowy, a pod spodenkami majtki. Kiedy już wychodziłam wpadłam na Slendermana. Własnie miał pukać.
-Dobry wieczór...-oznajmił mi chrząkając lekko zakłopotany że widzi mnie w samej piżamie, no tak, on raczej z czasów gdzie w takim stanie widziało się jedynie swoją żonę.-Chciałem z tobą chwile porozmawiać...-szepnął odwracając głowę w bok.
-Um... w sumie to muszę iść do Lazari, ale co tam, raczej się nie obrażą-powiedziałam i wpuściłam go. Dla jego wygody założyłam płaszczowaty szlafrok w motylki, nie, nie ,nie, nie zwykłe motylki. Motyle reprezentowały Lily, wampira żądzy z Servampa.-O co chodzi?-spytałam go z uśmiechem.
-Chciałem cię zapytać... Ile wiesz o przeszłości swoich rodziców?-spytał patrząc na księgę którą mi dał, leżała na biurku obok laptopa i śpiącego smoka. Zasoczyło mnie to pytanie ale pomyślałam chwilę. No i zonk...
-W sumie... nic... nie opowiadali mi nic o tym... Czemu pan pyta?-patrzyła na niego.
-Po prostu... znam twojego ojca-oznajmił mi. Chyba chciał to ująć inaczej, ale co tam...
-Tak? -spytałam zaciekawiona.-Skąd?-spytałam.
-Kiedyś mieszkał razem z nami tutaj, ale potem pokonał poprzedniego strażnika wymiaru Gamma, spotkał twoją matkę, urodziłaś się i zamieszkaliście tam-oznajmił spokojnie, widać że maił do mojego ojca o to żal.-Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi... Mam prośbę... Poproś go by... czasem tutaj wpadał, ciebie posłucha...-poprosił mnie Slender.
-Dobrze Slenderze.-Uśmiechnęłam się. Spinka z moich włosów wypadła. Chciałam po nią sięgnąć, ale mężczyzna był szybszy. Podniósł spinkę. Patrzyłam mu w beztwarz. Milczeliśmy.
-Jesteś podobna do matki...-usłyszałam jego szept. Pogładził mój policzek. Zarumieniłam się delikatnie. Siedzieliśmy tak w ciszy "patrząc" sobie nawzajem w "oczy'.
-Bukumi na litość gofrów Tobby'ego, czy ty się nie znasz na zegar....ku..?-Laz wpadła do mojego pokoju. Ja i slender skierowaliśmy głowy w jej kierunku. Slender chrząknął. Wstydził się ze go tak przyłapała. Wstał i wyszedł bez słowa. Czerwone oczy dziewczyny zwróciły się z jego pleców na mnie.-Co to, na fistaszki małpy cyrkowej, było?!-spytała na wysokim rejestrze.
-N...nie wiem...-wydukałam.
-Nie ważne, Lizzy czeka i chyba będzie płakać! Idziemy!-oznajmiła mi i ciągnęła mnie do swojego pokoju na piętrze.  Ja jednak nie mogłam się skupić na jej słowach. Dopiero kiedy weszłyśmy do jej pokoju i zobaczyłam zapłakaną blondynkę ocknęłam się i poszłam ją przytulić.
-Co się stało?-spytałam ją.
-J...jeff.. On jest oficjalnie z Niną!-wypłakała, a ja i Laz prawie się udusiłyśmy śliną i informacjami. Nasze mózgi stały się seksownym kisielkiem.
******
Heloooooou! Starałam sie by było dłużej.... Chyba jest...
A że jestem wredną kopiara to tak jak my Senpai zadam pytanko...
-Czy Slender trochę nie okłamał Bukumi? Zawahał się, czy opanował i oznajmił to inaczej zatajając część informacji?

piątek, 3 listopada 2017

1- Historia o czerwonym kapturku.... no żartuję, no

-Co ja mówiłem? Ni podchodź do wody, coś się stanie, a ty co? Oczywiście mądrzejsza!-opieprzał mnie Mikatsuki. Ja wywróciłam oczami. Wisiałam do góry nogami na drzewie, a smok na gałęzi. Byliśmy w gęstym lecie. Drzewa niektóre w ogóle nie miały zieleni, a inne były wręcz masywnie zaliścione. Słońce tu nie docierało, jedynie pojedyńcze promienie co kilka metrów.
-Lepiej przestań tak kłapać i powiedz mi jak daleko do ziemi-powiedziałam. Smok wydmuchał dym z nozdrzy i poleciał na dół.-Po chwili wrócił, ja w tym czasie usiadłam na gałęzi. Ach ćwiczenie gimnastyki.
-Do ziemi jest jakieś 12 metrów-oznajmił.- To wysoko jak na ludzkie lasy...-przyznał patrząc na fakt iż pozostała przestrzeń miała jeszcze drugie tyle.-Albo to jakiś rezerwat, albo jest tu niebezpiecznie-oznajmił mi. Ja już schodziłam na dół nie słuchając jego wywodów.
-Słuchasz mnie?!-spytał zirytowany.-Nie umiesz jeszcze panować nad mocami, jesteś prawie bezbronna!-powiedział lecąc obok.
-Prawie to dość sporawa różnica, nie uważasz?-zauważyłam patrząc mu w oczy.-Poza tym proszę cię, jakie są szanse że...-spytałam go... Wiecie jak fajnie jest mieć moje szczęście? Tak fajnie że aż chujowo... Usłyszałam krzyk skatowanych istot zbliżających się i śmiech szaleńca. Jaka ta kora pryjemnaaaa, jak się zajebiście ją tuliiiiii. Za grupką 4 dziewczyn i 6 chłopaków, podkreślę że albo mieli się właśnie przeruchać, albo uskuteczniają hartowanie się, lub dziwną modę bo pół nadzy są... Za nimi biegł chłopak w białej bluzie z kapturem, który był naciągnięty na jego głowę, tłuste rozczochrane włosy wystawały spod niego . W białej jak mleko ręce trzymał nóż. Miał czarne jeansy i trampki. Krzaki w końcu zagrodziły im drogę, ja miałam szczęście i mnie nie widział. Usiadłam na grubej gałęzi i obserwowałam zaciekawiona. Chłopak podchodził do nich, słyszałam jego rechot. Czarne macki objęły ich i walnęły o drzewa.
-Zazwyczaj mam w głębokim poważaniu kogo chce przelecieć czy zabić Jeff, ale próba przeruchania się w naszym domu jak nas nie ma, to już moja sprawa!-oznajmił zirytowany facet w garniaku, wysokie jak mój ojciec i bez twarzy. Prawie zagwizdałam, ale ogon smoka mi to uniemożliwiał. Dziesięć osób piszczało i błagało o przebaczenie i oszczędzenie. Patrzyłam na krwawą scenkę. Zauważyłam osobę która to nagrywa. Dziwne.... pewnie z wnerwienia Slendy go nie zauważył. Tak wiem kto to come on, pisałam mam neta. Zeskoczyłam sobie ignorując błagania mojego smoka i poszłam do osoby od tyłu. Wyjęłam z małej sakiewki szpilkę do włosów z misiem i rzuciłam celnie w kark kamerzysty. Ten tylko zdążył się odwrócić i padł nieżywy. Ja niestety zwróciłam uwagę psychola i garniturowca. Pomachałam im z uroczym uśmiechem dolnej strzałki bez linii i zaczęłam spieprzać trzymając smoka pod pachą. Ten ze skrzyżowanymi łapami powtarzał "a nie mówiłem". Obejrzałam sie i wpadłam na kogoś. Smok wyleciał mi z ramion i walnął łbem o drzewo. Spojrzałam na postać. Był to beztwarzowiec. Przełknęłam lekko ślinę i pomachałam mu ręką.
-Skąd się tu wzięłaś, czemu na pomogłaś i kim jesteś?-spytał mnie spokojnie.
-Bukumi Bonetrustic, Pomogłam bo mi się chciało, a się wzięłam z tego ze mój tata uprawiał seks z moja mamą i...-zaczęłam.
-Nie pytam skąd się wzięłaś na świecie tylko skąd się wzięłaś w naszym lesie-oznajmił mi dotykając długimi palcami skroni... pewnie jak by miał miny to by mówiła "całe życie z idiotami"
-Z wymiaru Gamma-oznajmiłam wesoło.
-Mogę już ją zabić?-spytał chłopak za mną. Mikatsuki podpalił mu kaptur. Ten z krzykiem zaczął się tarzać w liściach. Tak jak myślałam i słyszałam był to Jeff the Killer.
-Nie-oznajmił potwór. Był spocony... chyba ze strachu.- Jedyną istota która mieszka w tamtym wymiarze to Beltier, teraz wiem czemu tak znikał.... ma tam rodzinkę, w sumie czuć od niej jego energię.-oznajmił.
-Mój papa to sława?-spytałam niewinnie.
-Kto to?-spytał Jeff dłubiąc w nosie.
-Szkielet który pilnuje wymiarów i czasu, pacanie niedorobiony-Slender trzepnął go macka po głowie.
Potem stało się jeszcze kilka rzeczy. Dowiedziałam się więcej o pracy mojego taty.  Zostałam zaproszona do ich rezydencji, puki nie dowiem się jak mam wrócić. Miło z jego strony. Jeff miał ból dupy, więc S.edny oznajmił mu uroczyście że może się pierdolić i spać na zewnątrz, albo w ogóle nie wracać jak ma mieć o wszystko fochy. Jeff złagodniał i szedł z nami.
Dom creepypast był niczym willa wakacyjna prezydenta. Był on w środku lasu z dużych rozmiarów ogrodem. Na zewnątrz był ciemnozielony z ciemnoczerwonym dachem. Na płocie były grafity bloodypaintera i clock work. Weszłam z nimi do środka. Na dzień dobry przywitały mnie schody i duży przedpokój w ciemnofioletowym kolorze z różnymi obrazami. Pełno bluz, kurtek, a butów to tu jak w dajśmanie. Zdjęłam swoje koturny do połowy łydki i płaszczyk też do połowy łydki. Okazało się że tutaj jest już pierwsza w nocy. Większość albo śpi, albo fapie do porno, albo po prostu looka w necie. Slender zaprowadził mnie do pokoju dla gości. Lodowo-niebieskie ściany, czarno-czerwona pościel, fotele, laptop, telewizor szafa i drzwi do łazienki.  Jeff już poszedł do siebie. Posiadacz macek przyszedł z stertą ubrać.
-Wybacz nie mamy za wiele wolnych, kobiecych ubrań, jutro ci jakieś załatwię, mam nadzieje ze te na razie wystarczą-oznajmił kładąc takowe na łóżku. Patrzył na mnie dogłębnie.-Czy mogę zapytać jak nazywa się twoja matka?-spytał mnie.
-Clarisa-oznajmiłam mu. Odczytanie jego emocji to prawdziwa sztuka, zwłaszcza że nie ma ust, oczu, nosa itd. -Coś nie tak?-spytałam go.
-Nie, wszystko w porządku.-Mam nadzieje że będzie ci się dobrze spać, nie martw się, nikt Ci tu nie wejdzie-obiecał mi i 'pocałował' moja dłoń.-Dawno nie mieliśmy tu tak ważnego gościa-zaśmiał się lekko. Patrzyłam z lekkimi rumieńcami. Jak chodzi o stosunki damsko-męskie to jestem ameba w tych tematach. 19 lat i jedyne 100% męskie osobniki to mój tata i Mikatsuki, a inne to nie wiem w sumie... ech nie ważne. Slender wyszedł a ja poszłam się umyć. Ubrałam luźną koszulkę, bieliznę dolną i spodenki. Uczesałam się antyczną szczotką i wyszłam. Kiedy wiązałam włosy ktoś zapukał. Slender wszedł i patrzył na mnie.
-Pomyślałem że musisz być głodna...-podał mi herbatę i kanapki z serem, pomidorem i cebula.
-Dziękuję-powiedziałam z uśmiechem i wzięłam tace. Slender pożegnał się i poszedł. Ja zjadłam i poszłam spać.
***
Slender siedział na krześle w swoim gabinecie połączonym z biblioteką. Hoody, jeden z jego proksisów, podszedł.
-Prosze pana, o co chodzi?-spytał zaspany.
-Nic ważnego... O ile wiem szybko nie przyjdzie, pomieszka z nami... tłumacz jej wszystko co chce... Jak chce coś z biblioteki niech czyta, ale niech nie idzie sama do ludzi-oznajmił opierając głowę na mosciku zrobionym z długich palców.



Tak też was kocham~ I nie, nie powiem szybko o co chodzi.... mam pomysła za który niektórzy zapewne mnie zadźgają... Ale cóż wara, moja bajka!

Powitajcie

Po świecie pałęta się wiele, wiele, WIELE historii o psychopatach, wróżkach, księżniczkach, wiedźmach i wszystkim innym. Rodzice opowiadają te historie dzieciom... Cóż mnie to ominęło. 
Nazywam się Bukumi Bonetrastic. Mieszkam sobie w wymiaże Gamma razem z moją mamą Clarisą i ojcem Beltierem. Mój tatuś jest 2,5 metrowym szkieletem z czaszką żółwia, obczajcie je są straszne, ale mi to nie przeszkadza. Moja mama ma 1.90, brązowe włosy i oczy.  Ja natomiast miałam 2 formy. Choć znam tylko tą jedną, ludzką... Mam karmelowe włosy oraz heretohromię. Jedno oko złote, to prawe, a lewe czekoladowe. Jestem samotniczką, no poza niby zwierzęcymi stworami, które często towarzyszą mi podczas wędrówek po tym bezkresnym obszarze.
Moja mama mówiła że nie mogę być jak inne dzieci i nie możemy mieszkać w miastach lub wsiach jak one, bo nikt by nie zrozumiał. Nigdy też za nimi nie tęskniłam. Tutaj miałam internet, zwierzaki, spokój, słodycze, książki... Wszystko co neet potrzebuje.
Znaczy pewnie, chciałabym sobie pogadać. Dla tego na moje niedawne urodziny (19) mój ojciec podarował mi małego smoczka który potrafił mówić. Często towarzyszył mi w moich podróżach. 
Właśnie dzisiaj znowu wychodzę. Ale na cały dzień. W świecie Gamma nic nie jest normalne. Droga, jak i nasz dom unosi się w powietrzu, na około są fragmenty gruntu z lasami i lewitującymi rzekami. Są tez kamienie. Skakałam własnie po nich z Mini Kanną z Miss Kobayashi dragon maid na ramieniu. Smoka nazwałam Mikatsuki. Miał białe łuski z fioletowymi, czarnymi i niebieskimi odbarwieniami. Oczka miał takie jak ja, heterohromię... Błękitne i żółte.
Koło godziny 4 popołudniu zorientowałam się ze nigdy nie zaszłam tak daleko. W oddali zauważyłam coś ciekawego. Jak to ja ruszyłam w tamtym kierunku. 
-Bukumi nie!-smok złapał mnie za włosy.-Znowu wpadniemy w kłopoty-oznajmił mi zirytowany.-Och na litości moich szponów, Mikatsuki to tylko oczko wodne otoczone kwiatami, nie moze być źle, popatrzę sobie, porysuję...-szeptałam zbliżając się.
-To się źle skończy-oznajmił mi. To jest wróżbita... jak tylko podeszłam.... potknęłam sie i wpadłam do wody...


Tu macie zdjecie Bukumi: